ANTONIO. W tem, że nie jesteś już moim siostrzeńcem. Serdeczne dzięki, Wasza Dostojność.
WOŹNY, krzycząc. Na ustęp! na ustęp! (Lud wychodzi).
ANTONIO. Opowiem wszystko mojej siostrzenicy. (Wychodzi).
MARCELINA siada. Uff! oddycham!
FIGARO. A ja się dławię.
HRABIA, na stronie. Zemściłem się bodaj, to sprawia ulgę.
FIGARO, na stronie. A ten Bazyljo, który miał się sprzeciwiać małżeństwu Marceliny, widzicie go jak wraca! (Do hrabiego, który odchodzi). Wasza Dostojność nas opuszcza?
HRABIA. Sprawa osądzona.
FIGARO, do Gąski. To ten rajca, ten brzuchacz przeklęty...
GĄSKA. Ja brzu-uchacz?...
FIGARO. Oczywiście. A ja się nie ożenię; szlachcic ma jedno słowo. (Hrabia zatrzymuje się).
BARTOLO. Ożenisz się.
FIGARO. Bez zezwolenia mych szlachetnych rodziców?
BARTOLO. Wymień ich, pokaż.
FIGARO. Dajcie mi nieco czasu; tuj, tuj, a dopadnę ich: mija piętnaście lat, jak ich szukam.
BARTOLO. Samochwał! pewnie jest jakimś znajdą!
FIGARO. Prędzej zgubą, doktorze; a raczej skradzionem dzieckiem.
HRABIA, wraca. Zgubionem, porwanem, gdzież dowody? Krzyczałby, że mu się dzieje niesprawiedliwość.
FIGARO. Wasza Dostojność, gdyby koronkowe pieluszki, haftowane materje i klejnoty, jakie znaleźli przy mnie opryszki, nie