PASTERKA. To moja krewniaczka, proszę pani: przybyła tylko na wesele.
HRABINA. Ładniutka! Nie mogąc wziąć dwudziestu bukietów, uczyńmyż honor gościowi. (Bierze bukiet Cherubina i całuje go w czoło). Zarumieniła się! (Do Zuzanny). Nie uważasz, Zuziu... że ona przypomina kogoś?
ZUZANNA. Łudząco, w istocie.
CHERUBIN, na stronie, z rękami na sercu. Ach, ten pocałunek głęboko zapadł mi w duszę!
ANTONIO. Powiadam panu hrabiemu, że on tu jest: przebierały go u mojej dziewuchy; jego rzeczy zostały tam jeszcze, a oto kapelusz oficerski, który znalazłem porzucony. (Zbliża się i czyniąc przegląd dziewcząt poznaje Cherubina. Zdejmuje mu z głowy wianek dziewczęcy, wskutek czego długie włosy rozsypują się. Kładzie mu na głowę oficerski kapelusz i mówi:) Do paralusza, ot i nasz oficerek!
HRABINA cofa się. Nieba!
ZUZANNO. O, ladaco!
ANTONIO. Toć powiadałem już wprzódy, że to on!...
HRABIA, w gniewie. I cóż, pani?
HRABINA. Cóż, hrabio! widzisz mnie nie mniej zdumioną od siebie i z pewnością równie zagniewaną.
HRABIA. Tak; ale dziś rano?...
HRABINA. Byłabym winna, w istocie, gdybym ukrywała coś jeszcze. Zaszedł do mnie. Zaczęłyśmy zabawę, którą te dzieciaki doprowadziły do końca; zaskoczyłeś nas, kiedyśmy go ubierały; jesteś tak gwałtowny!... On uciekł, ja się zmieszałam; ogólny strach dopełnił reszty.