Strona:PL Beaumarchais - Wesele Figara.djvu/145

Ta strona została uwierzytelniona.

WSZYSCY RAZEM. Znalazł się.
BAZYLJO. No, więc dobrze.
WSZYSCY RAZEM, wskazując Figara. Oto on!
BAZYLJO, cofając się z przerażeniem. Czart! Ujrzałem czarta!
GĄSKA, do Bazylja. I wyrzekasz się jego dro-ogiej matki?
BAZYLJO. Czyż mogłoby być większe nieszczęście, niż uchodzić za ojca obwiesia?
FIGARO. Kpisz chyba: nie za ojca, ale za syna!
BAZYLJO, wskazując Figara. Z chwilą gdy ten pan jest tu czemś, oświadczam że ja nie jestem już niczem. (Wychodzi).

Scena XI
Ciż sami, prócz Bazylja.

BARTOLO, śmiejąc się. Ha! ha! ha! ha!
FIGARO, skacząc z radości. Zatem, w końcu, dopłynę do swej żony.
HRABIA, na stronie. A ja do kochanki! (Wstaje).
GĄSKA, do Marceliny. I wszy-yscy są zadowoleni.
HRABIA. Niech wygotują dwa kontrakty; podpiszę.
WSZYSCY. Wiwat! (Wychodzą).
HRABIA. Trzeba mi spocząć trochę. (Chce wyjść za innymi).

Scena XII
SŁONECZKO, FIGARO, MARCELINA, HRABIA.

SŁONECZKO, do Figara. A ja, pójdę pomóc narządzać fajerwerki pod kasztanami, jak kazano.
HRABIA, wraca pędem. Co za głupiec dał taki rozkaz?
FIGARO. Cóż w tem złego?
HRABIA, żywo. A hrabina? Wszak jest niezdrowa: skądże bę-