dzie mogła przyjrzeć się fajerwerkowi? Na terasie, naprzeciw jej okien.
FIGARO. Słyszysz, Słoneczko: na terasie.
HRABIA. Pod kasztanami! ładny pomysł! (Na stronie). Chcieli puścić z dymem moją schadzkę!
FIGARO. Cóż za nadzwyczajne attencje dla żony! (Chce wyjść).
MARCELINA zatrzymuje go. Dwa słowa, synu. Pragnę oczyścić się wobec ciebie: źle skierowane uczucie zrobiło mnie niesprawiedliwą wobec twej uroczej żony: posądziłam ją o zmowę z hrabią, mimo iż wiedziałam od Bazylja, że zawsze go odpychała.
FIGARO. Źle znasz swego syna, skoro przypuszczasz, iż mogły mieć nań wpływ kobiece poduszczenia. Najchytrzejszą wyzywam, czy potrafi mnie wywieść w pole.
MARCELINA. Szczęśliwy, kto zawsze tak mniema, mój synu; zazdrość...
FIGARO. ...Jest głupim dzieckiem pychy, albo chorobą szaleńca. Ach, na tym punkcie, matko, mam filozofję... nie do zmącenia; jeśli Zuzanna oszuka mnie kiedy, przebaczam jej z góry; długo się napracuje... (Odwraca się i spostrzega Franusię szukającą kogoś).
FIGARO. Ej... to kuzyneczka podsłuchuje nas!
FRANUSIA. O, nie: powiadają, że to nieładnie.
FIGARO. To prawda: ale że zarazem użytecznie, mienia się często jedno za drugie.