Strona:PL Bellamy - Z przeszłości 2000-1887 r.pdf/112

Ta strona została przepisana.

zdolności. Czyżby to stosowało się również do tych, co nie mogą.robić nic zgoła?
— Czyż tacy nie są również ludźmi?
— Więc mam rozumieć, że kulawi, ślepi i niedołężni korzystają z dochodów jednakich na równi z pracownikami najbardziej sprawnymi?
— Niewątpliwie... — odpowiedziano mi.
— Wszelka myśl o miłosierdziu na tak szeroką skalę wprawiłaby w osłupienie naszych najgorliwszych filantropów.
— Gdy masz pan chorego brata w domu, niezdolnego do pracy, czyż będziesz go żywił gorzej, czy dasz mu gorszą odzież lub mieszkanie, niż sobie samemu? Daleko prędzej oddałbyś mu pan pierwszeństwo, nie myśląc nazywać tego miłosierdziem. Czyż wyraz ten, w takiem znaczeniu użyty, nie napełniłby pana oburzeniem?
— Naturalnie, ale porównanie pańskie jest niestosowne. Jużcić w pewnem znaczeniu wszyscy ludzie są braćmi, ale tego braterstwa ogólnego, pomijając chyba zwroty krasomówcze, nie podobna porównywać z braterstwem krwi, tak pod względem uczuć, jak i obowiązków.
— Mówi przez pana wiek dziewiętnasty... — zawołał doktór Leete. — Ach, panie West, ani wątpić, żeś pan spał bardzo długo. Gdybym musiał dać panu w jednem jakiemś zdaniu klucz, do zrozumienia tego, co może wydawać się tajemnicą naszej cywilizacyi w przeciwstawieniu do waszej, powiedziałbym, iż kluczem owym jest ten fakt, że solidarność rodu człowieczego i braterstwo ludzi, które dla was były tylko pięknym frazesem, dla naszych myśli i uczuć są już tak istotnymi i tak żywotnymi więzami, jak i braterstwo fizyczne... Ale, nawet usunąwszy te względy, nie widzę, dlaczego