Strona:PL Bellamy - Z przeszłości 2000-1887 r.pdf/142

Ta strona została przepisana.


Rozdział XVI-ty.

Następnego poranku wstałem przed samem śniadaniem. Gdym schodził na dół do sieni, wybiegła Edyta z pokoju, w którym się odbyła opisana powyżej scena naszego wczorajszego widzenia się.
— A... — zawołała z wyrazem zachwycającej filuteryi — myślałeś pan, że się wymkniesz niepostrzeżony znowu na ranną włóczęgę, która tak szkaradnie na pana wpływa. Ale widzisz pan, że tym razem jestem już na nogach, zawcześnie może jak dla pana; jesteś pan, co się zowie, złapanym.
— Budzisz pani w skuteczność własnego środka leczniczego nieufność, jeżeli sądzisz, że taka przechadzka i teraz może mieć jeszcze złe następstwa.
— Cieszy mnie bardzo, gdy to słyszę. Właśnie byłam zajęta porządkowaniem kwiatów na stole, kiedy posłyszałam jakeś pan schodził i w twojem stąpaniu po schodach dostrzegłam coś podejrzanego.
— Jest pani dla mnie niesprawiedliwą. Anim myślał wychodzić z domu.
Pomimo jej wysiłku przekonania mnie o przypadkowości naszego spotkania, powziąłem podejrzenie, które się później sprawdziło, że ta pociągająca istota, wywiązując się z dobrowolnie przyjętych na siebie obowiązków czuwania nademną, w ostatnich dwóch czy trzech dniach niesłychanie wcześnie wstawała, żeby mi przeszkadzać w moich rannych spacerach. Ponieważ pozwoliła mi dopomagać sobie w ułożeniu bukietu śniadaniowego, poszedłem za nią do pokoju, z którego co tylko wybiegła.
— Czyś pan pewny, żeś się już zapełnie uwolnił od okropnych wzruszeń, jakie trapiły pana owego poranku?..