Strona:PL Bellamy - Z przeszłości 2000-1887 r.pdf/145

Ta strona została przepisana.

Stulecie nie jest znowu perspektywę tak odległą, mogłem znać pani pradziadków, możem znał nawet... Czy mieszkali w Bostonie?..
— Tak sądzę...
— Więc pani nie jest tego pewną?..
— Owszem, teraz myślę, że istotnie mieszkali...
— Miałem bardzo wielkie koło znajomych w mieście, nie jest więc nieprawdopodobnem, że mogłem znać kogo lub też słyszeć coś o nich. Może nawet znałem ich bardzo dobrze... Nie byłożby to zajmującem, gdybym mógł opowiedzieć ci, pani, o twoich praojcach?..
— Bardzo nawet...
— Czy pani zna swój rodowód o tyle, aby mi po wiedzieć, kto byli przodkowie pani w Bostonie za moich czasów?..
— O tak..
— Może więc zechce pani powiedzieć mi z czasem o ich nazwiskach...
Zajętą była bardzo porządkowaniem jakiejś upartej gałązki w bukiecie i ociągała się z odpowiedzią.
Kroki na schodach oznajmiły nam, że inni członkowie rodziny schodzą również na dół.
— Może kiedy później... — wyrzekła Edyta.
Po śniadaniu dr. Leete zaproponował mi pójść z nim do centralnego składu towarów, żebym mógł widzieć w pełnym ruchu mechanizm wydawania spożywcom wytworów, który mi opisała Edyta.
Po drodze odezwałem się:
— Od kilku już dni mieszkam u pana na stopie jak najbardziej niezwykłej, a raczej bez żadnej stopy... Nic mówiłem dawniej o tej stronic mego położenia, gdyż było wiele innych, jeszcze bardziej niezwykłych... Ale teraz, kiedy już czuję trochę gruntu pod nogami, kiedy rozumię, że jakkolwiek się tu dostałem, bądź co