Strona:PL Bellamy - Z przeszłości 2000-1887 r.pdf/164

Ta strona została przepisana.

kiem, a wyraz jej twarzy uleczył mnie zupełnie z mojej niedorzecznej draźliwości.
— Bądź co bądź... — rzekłem z uśmiechem — byłem wychowany w kalwinizmie i nie powinno to mię właściwie dziwić, że zbrodnię poczytujecie za wadę dziedziczną...
— Istotnie... — rzekł doktór Leete — używamy wyrazu tego, bynajmniej nie myśląc o pokoleniu pańskiem, jeżeli, za przeproszeniem Edyty, możemy je nazwać pańskiem pokoleniem; pomimo pomyślniejszego stanu wcale nie uważamy się za lepszych od was. Za waszych czasów dziewiętnaście na dwadzieścia zbrodni, że użyjemy ostatniego wyrazu w znaczeniu szerokiem, włączając tu wszelkie wykroczenia, wynikały z nierówności majątkowej jednostek; nędza kusiła biedaka, żądza większych zysków lub chęć utrzymania dawniejszych kusiła ludzi dostatnich. Pośrednio lub bezpośrednio, pragnienie pieniędzy, które wówczas równoważnymi były ze wszelkiem dobrem, stanowiło pobudkę wszystkich zbrodni. Z tego to gruntu wyrastał ów trujący chwast, który bez wędzidła waszych praw, sądów i władzy policyjnej zburzyłby całą ówczesna cywilizacyję. Robiąc ogół obywateli jedynym posiadaczem bogactwa narodowego i zabezpieczając każdemu utrzymanie, usuwając z jednej strony nędzę, z drugiej zaś ogromne prywatne kapitały, podcięliśmy ten chwast w korzeniu, a trujące drzewo, które rzucało cień na waszą społeczność, zwiędło i uschło, jak krzew Jonasza za dni owych. Nawet stosunkowo rzadkie przestępstwa przeciwko osobom, niemające nic wspólnego z żądzą zysku, były wynikiem ciemności, przynajmniej w większości wypadków. Dzisiaj zaś, kiedy wykształcenie i dobre obyczaje nie są już monopolem niewielu, ale rzeczą powszechną, o okrucieństwach takich prawie nie sły-