Strona:PL Bellamy - Z przeszłości 2000-1887 r.pdf/173

Ta strona została przepisana.

odwiedził mojej podziemnej komnaty, w której mnie znaleziono...
— Jeszcze nie... — odpowiedziałem. — Jeżeli mam być szczerym, unikałem tego aż dotąd, gdyż odwiedziny te mogłyby odżywić we mnie dawne wspomnienia, zbyt może jeszcze silne, jak na stan obecnej równowagi mego umysłu.
— Ach, prawda... rozumie się, żeś pan zrobił dobrze, powstrzymując się od tego. Powinnabym była o tem pomyśleć...
— Nie, rad jestem, że pani mówi o tem. Jeżeli było jakie niebezpieczeństwo, to tylko w ciągu jednego lub paru dni pierwszych... Dzięki głównie i zawsze pani, czuję się już tak pewnym na tym nowym świecie, że gdyby tylko pani chciała pójść tam ze mną, aby wypłoszyć stracha, istotnie odwiedziłbym mój pokój dziś jeszcze...
Edyta zawahała się na razie, ale widząc, żem tego pragnął, zgodziła się wreszcie towarzyszyć mi.
Nasyp ziemi, wykopanej przy otworze, widać było pomiędzy drzewami już z okien domu, to też po paru chwilach znaleźliśmy się na miejscu. Wszystko pozostawało tutaj tak, jak było wtedy, gdy przerwano robotę, odkrywszy właściciela pokoju; tylko drzwi były otwarte i jedna z płyt sklepienia wyjęta. Zstępując po spadzistych bokach jamy, doszliśmy do drzwi i stanęliśmy w nawpół oświetlonym pokoju.
Wszystko tu było tak, jakem pozostawił ostatniego wieczora, 113 lat temu, przed samem zamknięciem oczu do owego długiego snu. Przez jakiś czas stałem w milczeniu, rozglądając się dokoła. Widziałem, że towarzyszka moja ukradkiem patrzyła na mnie, z wyrazem dyskretnej i współczującej ciekawości. Wyciągnąłem do niej rękę, a ona podała mi swoje rączki, przyczem