Strona:PL Bellamy - Z przeszłości 2000-1887 r.pdf/18

Ta strona została przepisana.

swym własnym ciężarem dodają im jeszcze trudu! Czyż nic mieli oni litości nad bliźnimi, od których różnił ich tylko majątek?
Owszem, współczucie często było wypowiadane przez tych. którzy jeździli, dla tych, którzy wóz ciągnęli, szczególnie w chwilach, gdy droga bardzo złą się stawała, co zdarzało się prawie ciągle, lub gdy wjeżdżano na stromą górę. W takich razach rozpaczliwe szarpanie dyszla, jęki upadających i zrywających się pod bezlitosnymi razami głodu, chrapliwe konanie tych, którym sił do dalszego wiezienia zabrakło, po ciele których wóz przejeżdżał, mieszając z błotem ich zmiażdżone członki, wszystko to wywoływało szczere bez wątpienia objawy litości u Tych, co się znajdowali na wozie. Wtedy podróżni rzucali z góry słowa zachęty dla tych, co byli w zaprzęgu, doradzali im cierpliwość, budzili w nich nadzieję wynagrodzenia doznanych krzywd, obiecywali im szczęście w przyszłem życiu; niektórzy kupowali nawet maście i bandaże dla chorych i skaleczonych. Wszyscy się zgadzali na to, iż wielka jest szkoda, że wóz jest tak ciężki, a gdy wyjechano z ciężkich bagien na gładka drogę, wszystkim było weselej. Ta wesołość nie była co prawda spowodowaną jedynie troskliwością o zaprzęg, ale po części i świadomością o minionem niebezpieczeństwie, gdyż zbyt zła droga groziła wywróceniem woza, przyczem wszyscy potracili swe miejsca.
Trzeba dodać jeszcze, że widok nędzy tych, co byli wprzęgnięci w jarzmo, powiększał u podróżnych świadomość o wartości miejsc na wozie i skłaniał ich do trzymania się takowych — jak to mówią — rękami i nogami.
Gdyby podróżni byli pewni, że ani oni, ani ich przyjaciele nigdy z woza nie spadną, prawdopodobnie, oprócz