Strona:PL Bellamy - Z przeszłości 2000-1887 r.pdf/206

Ta strona została przepisana.

Spojrzawszy na mnie, czytała w mej twarzy, głęboko wpatrując się we mnie.
— Tak... — rzekła — sądzę, że będę mogła powiedzieć to panu kiedyś...
Na tem też zakończyła się nasza rozmowa, gdyż Edyta nie dała mi możności powiedzenia czegokolwiek bądź więcej.
Owej nocy, jak sądzę, nawet doktorowi Pillsbury nie udałoby się uśpić mnie przed świtem. Tajemnice były teraz zwykłym moim pokarmem, ale żadna z nich nie wydawała mi się tak głęboką, i zarazem tak kuszącą, jak ta, której nawet rozwiązania nie pozwoliła mi szukać Edyta. Była to tajemnica podwójna. Naprzód, w jaki sposób dałoby się pojąć, iż wiedziała ona coś o mnie, obcym przybyszu obcego wieku?.. Powtóre, gdyby nawet wiedziała, to jak wytłomaczyć wzruszenie, w jakie widocznie wprawiała ją ta ciekawość. Istnieją zagadki tak trudne, iż nie podobna nawet zapomocą domysłów zbliżyć się do ich rozwiązania; ta właśnie wydawała mi się jedną z takich. Zazwyczaj byłem zbyt praktyczny, aby trwonić czas na takie dziwactwa; ale trudność nie odbierała obecnie uroku tej zagadce, ukazującej mi się w postaci młodej, pięknej dziewczyny... W ogóle, przypuścić można bezwątpienia, że rumieńce dziewcząt opowiadają zawsze jedną opowieść młodzieńcom wszystkich wieków i plemion, ale nadawać takie tłomaczenie rumieńcom Edyty, uwzględniając położenie moje i krótkotrwałość naszej znajomości, a jeszcze bardziej ten fakt, że tajemnica jej sięgała czasów, kiedyśmy się wcale nie znali, byłoby to popełniać najwyższą niedorzeczność... A jednak, była ona cudowną... to też ja nie byłbym chyba młodym mężczyzną, gdyby rozum i zdrowy rozsądek mogły były ze snów moich owej nocy zupełnie wygnać barwy różowe.