Strona:PL Bellamy - Z przeszłości 2000-1887 r.pdf/245

Ta strona została przepisana.

brą, iż prawie zupełnie zapomniałem, że tak właśnie być musi i wyobrażałem sobie, że z czasem będę mógł naturalizować się w tem stuleciu, jakeśmy to mawiali, tak, iż będę się mógł czuć jednym z pomiędzy was i wam wydawać się takim, jak i inni ludzie, was otaczający. Ale kazanie Bartona nauczyło mnie, jak płonnem było owo złudzenie, jak wielką musi wydawać się wam dzieląca nas otchłań...
— Och, to przebrzydłe kazanie... — zawołała Edyta, głośnym krzykiem wyrażając teraz swoją sympatyję. — Nie trzeba było pozwalać panu słuchać go... Co on tam wie o panu?.. Czytał gdzieś w starych zapleśniałych książkach o waszych czasach i koniec... Co się masz pan troszczyć o niego, albo dręczyć się czemkolwiekbądź, co on powie?.. Czyż nic to dla pana nie znaczy, że my, którzy go znamy, inaczej czujemy?.. Czyż nie więcej idzie panu o to, co my o panu myślimy, niż o to, co myśli on, który pana nigdy nie widział?.. O, panie West, pan nie może sobie wyobrazić, co ja czuję, widząc pana tak wątpiącym. Ja nie mogę tego tak pozostawić... Cóżby tu panu powiedzieć?.. Jak przekonać pana, o ile odmiennemi są nasze względem niego uczucia od tego, co pan o nich myśli...
Tak samo, jak i w owej innej chwili krytycznej, gdy przychodziła do mnie, wyciągnęła teraz ku mnie ręce z ruchem, niosącym pokrzepienie, tak samo też jak wtedy, pochwyciłem je i zatrzymałem w mych dłoniach. Pierś jej falowała silnem wzruszeniem, a lekkie drżenie palców, które ściskałem, uwydatniało jeszcze bardziej jej uczucia. Na twarzy jej litość staczała jakąś boską walkę z przeszkodami, które ją ubezwładniały. Współczucie kobiety nigdy z pewnością nie przywdziewało wyrazu bardziej powabnego.
Pod wrażeniem piękności takiej i dobroci, serce mi