Strona:PL Bellamy - Z przeszłości 2000-1887 r.pdf/30

Ta strona została przepisana.

dla mnie całkiem nieznajomym. Podniósłszy się, oparłem się na łokciu i spojrzałem dokoła. Pokój był pusty. Nigdy uprzednio nie byłem w tym pokoju, ani w żadnym innym podobnie umeblowanym. Spojrzałem na mego towarzysza. On się uśmiechał.
— Jak się pan czujesz?.. — zapytał.
— Gdzie jestem?.. — zagadnąłem.
— W moim domu... — brzmiała odpowiedź.
— Jakim sposobem tu się dostałem?..
— Pomówimy o tem, jak pan będziesz silniejszym. Tymczasem, błagam, nie troszcz się pan o nic. Jesteś pan w dobrem ręku, pomiędzy przyjaciółmi... Jak się pan czujesz?..
— Jestem trochę nieswój... — odrzekłem — ale sądzę, żem zdrów... Powiedz mi pan, proszę, jakim zbiegiem okoliczności korzystam z pańskiej gościnności?.. Co się ze mną stało?.. Jak się tu znalazłem?.. Wszak we własnym domu położyłem się spać...
— Będzie czas na wyjaśnienie... — uśmiechając się uspakajająco, odrzekł mi mój gospodarz. — Lepiej unikać wzruszających rozmów, aż wrócisz pan całkiem do normalnego stanu... Bądź pan łaskaw, wypij trochę tej mikstury, to panu ulży... Jestem lekarzem...
Wziąłem do rąk szklankę i usiadłem na łóżku, jakkolwiek nie bez wysiłku, bo głowa moja zdawała mi się dziwnie lekką.
— Obstaję przy tem, by wiedzieć natychmiast, gdzie jestem i co pan ze mną robiłeś?.. — zapytałem.
— Mój drogi panie... — odrzekł mój towarzysz — błagam pana, nie irytuj się tylko... Wolałbym, abyś pan tak wcześnie na tłomaczenia nie nastawał... Lecz jeśli pan tego żądasz koniecznie, spróbuję zadość uczynić jego woli, z warunkiem jednak, że pan wypijesz