Strona:PL Bellamy - Z przeszłości 2000-1887 r.pdf/31

Ta strona została przepisana.

wprzódy trochę tego płynu, który powinien pana wzmocnić...
Wypiłem to, co żądał. Wtedy on zaczął.
— Nie tak to łatwo, jak panu może się zdawać, opowiedzieć, jakim sposobem pan tu się znalazłeś. O tem możesz mi pan tyleż powiedzieć, co i ja panu. W tej chwili zostałeś pan obudzony z głębokiego snu, a raczej letargu... Tyle mogę panu powiedzieć... Pan mówisz, że byłeś we własnym domu, kiedy się położyłeś spać... Czy mogę zapytać, kiedy to było?..
— Kiedy to było?.. — odrzekłem — kiedy?.. Ależ oczywista, że wczoraj wieczorem około dziesiątej. Kazałem swemu lokajowi Sawyerowi, by mnie obudził około 9-tej rano. Gdzie się podział Sawyer?..
— Na to nie mogę panu odpowiedzieć... — odrzekł mój towarzysz, przypatrując mi się z ciekawością. — Wiem tylko, że można go mieć za wytłumaczonego, jeśli się tu nie znajduje w obecnej chwili... A teraz może pan zechcesz bliżej określić chwilę, w której pan zasnąłeś... Jaka była wówczas data?..
— Cóż, przeszłej nocy, rozumie się, jakem to mówił przed chwilą, nieprawdaż?.. Chyba żem przespał całą dobę. Boże mój, czyż to być może... a jednak mam jakby wrażenie, żem spał długo. Był to dzień świąteczny, święto narodowe, gdym się spać położył...
— Święto narodowe?..
— Tak jest, w poniedziałek, 30-go...
— Przepraszam, 30-go jakiego miesiąca?..
— Rozumie się, że bieżącego... Chyba że spałem do czerwca, ale to niemożebna...
— Teraz mamy wrzesień...
— Co pan mówisz?... Czyżbym spał od maja?... Wielki boże, to nie do uwierzenia...