Strona:PL Bellamy - Z przeszłości 2000-1887 r.pdf/36

Ta strona została przepisana.

głem, że ten kamień należy do jakiejś podziemnej budowy. Postanowiłem to bliżej zbadać. Robotnicy, których w tym celu sprowadziłem, odkopali podłużne sklepienie, znajdujące się o jakie ośm stóp pod powierzchnią ziemi i oparte widocznie o podwaliny jakiegoś domu. Pokład węgli i popiołu, który przykrywał sklepienie, świadczył o tem, że dom musiał być zniszczony przez pożar. Sklepienie samo było nietknięte, cement tak wyborny, jak gdyby tylko co położony. Znaleźliśmy drzwi, ale nie mogliśmy ich wywalić; więc musieliśmy oderwać jeden z kamieni sklepienia. Wionęło na nas powietrzem suchem, czystem i niechłodnem. Wziąwszy ze sobą latarnię, wcisnąłem się przez otwór i znalazłem się w pokoju, umeblowanym, jak sypialnia, w stylu XIX-go stulecia. Na łóżku leżał młodzieniec. Że ten młodzieniec musiał być martwym i to martwym od lat stu z górą, zdawało się nam nie ulegać żadnej wątpliwości: lecz ciało było tak świetnie zakonserwowane, że byliśmy tem zdumieni, ja i moi koledzy, inni doktorowie, których przywołałem. Takiej umiejętności balsamowania ciała nie przypuszczaliśmy, lecz oto mieliśmy przed oczami dowód, że nasi najbliżsi przodkowie ją posiadali. Moi koledzy, mocno zaciekawieni, chcieli zacząć natychmiast szereg doświadczeń, by odkryć sposób, którego użyto, ale ja ich od tego powstrzymałem. Powodem tego było, że sobie przypomniałem, iż czytałem coś o tem, jak dalece pańscy współcześni wiele zajmowali się zwierzęcym magnetyzmem. Przebiegło mi przez myśl, że pan możesz być w letargu i że powodem zakonserwowania się pańskiego ciała po tylu latach nie jest sztuka balsamowania, lecz po prostu... życie. Myśl ta była jednak na tyle fantastyczną i nieprawdopodobną, nawet w moich oczach, żem nie śmiał jej wypowiedzieć, by nie narazić się na kpiny moich