Strona:PL Bellamy - Z przeszłości 2000-1887 r.pdf/69

Ta strona została przepisana.

każdym kroku spotykała mnie jakaś niespodzianka. Miasto, widziane z belwederu w wigiliję, wydało mi się dziwnem, co prawda, ale tylko pod względem ogólnego swego wyglądu. Jak dalece głębokie zaszły w niem zmiany, teraz dopiero mogłem to skonstatować, chodząc po ulicach. Kilka starych murów, które odszukałem, wywołały to wrażenie różnicy; bez nich bowiem myślałbym, że jestem w obcem mieście. Człowiek, opuściwszy swe rodzinne miasto w dziedziństwie, gdy wróci po latach pięćdziesięciu, znajdzie w niem liczne zmiany. Ogarnie go może wtedy zdziwienie, ale nie przestrach, bo zdaje on sobie sprawę z długości czasu upłynionego i ze zmian, które w nim samym zaszły. Przytem, wspomnienia lat dziecinnych po trochu się zatarły. Ze mną tymczasem była rzecz inna. Czułem, że po tych ulicach chodziłem wczoraj; nie zdawałem sobie sprawy z upłynionego czasu i wydawało mi się, że te wszystkie zmiany nastąpiły w przeciągu kilkunastu godzin. Pamięć dawnego miasta była tak silna i świeża, że nie chciała ustąpić wrażeniu teraźniejszości, walczyła z tem wrażeniem i ciągle zdawało mi się, że to jeden, to drugi obraz, obecny lub wczorajszy, należą do świata złudzeń. Wszystko, co widziałem, miało jakby podwójne zarysy, jak owe złożone fotografije, które mają po kilka konturów.
Wreszcie stanąłem znowu u drzwi domu, z którego byłem wyszedł co tylko. Instynktownie nogi moje zaniosły mnie napowrót do miejsca, gdzie była niegdyś moja siedziba; nie zeznawałem bowiem, że tam powracam. Dom, który miałem przed sobą, nic nie przedstawiał dla mnie swojskiego; był równie obcym, jak całe miasto tego dziwnego pokolenia i mieszkańcy tego domu byli także zupełnie dla mnie obcy, jak zresztą obecnie wszyscy inni ludzie całego świata. Gdyby drzwi,