córeczka, której, na pamiątkę pierworodnego syna, nadali imię podobne. Zwał się on Sywert, więc otrzymała na chrzcie imię Synnöw. Nie mogli oboje wymyśleć nic innego. Ale matka zwała córkę — Synnöwe, gdyż w czasie, kiedy była niemowlęciem, tak do niej przemawiała. Twierdziła, że łatwiej mówić: — moja Synnöwe, — jak: moja Synnöw. Ostatecznie, gdy dziecko wyrosło, wszyscy za matką zwali ją — Synnöwe i ogólnem było przekonaniem, że, jak daleko sięgnąć mogą pamięcią najstarsi, nie było w całej okolicy piękniejszej dziewczyny od Synnöwe z Solbakken.
Była jeszcze maleńka, a już brali ją rodzice ze sobą do kościoła, w każdą niedzielę, gdy tylko proboszcz miewał kazanie.
Zrazu, co prawda, nie rozumiała nic. Słyszała tylko, że proboszcz pomstuje na znanego urwipołcia Benta, siedzącego pod samą kazalnicą. Ale ojciec chciał by się, jak mówił, „przyzwyczajała“, matka zaś życzyła sobie tego samego, aby „jej się wiodło“. Ile razy bowiem zachorzało u nich jagnię, koza, czy prosię, ile razy zwierzęta nie darzyły się, lub gdy coś stało się krowie — zawsze tę sztukę bydła dawano małej „na własność“ i matka twierdziła stanowczo, że od tego dnia wszystko się zmieniało na lepsze. Ojciec nie dawał temu wiary, ale było mu wszystko jedno, czyje były bydlęta, byle tylko nie chorowały.
W drugim końcu doliny, u samego podnóża wysokiej góry, leżało osiedle, zwane Grunlinden, czyli —
Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/012
Ta strona została uwierzytelniona.