myślał. Pewnego dnia, kiedy byli zajęci przewracaniem suszącego się siana, wyrwało mu się pytanie:
— Cztemuż to w Solbakken siano dawno już suche i zwiezione, a u nas mokre?
— Bo tam więcej słońca, jak u nas! — odparł ojciec, a Torbjörn po raz pierwszy w życiu uświadomił sobie, że znajduje się poza sferą słoneczną, poza owem błogosławionem, oblanem jasnością osiedlem, które tak często pociągało jego oczy. Od tego dnia coraz częściej spoglądał ku Solbakken. — Czemuż się znowu gapisz? — pytał ojciec, dając mu szturchańca. Tutaj w Grunlinden musimy pracować wszyscy jak jesteśmy, by nie zejść na psy.
Gdy Torbjörn miał lat siedm, odprawił Sämund parobczaka i przyjął innego imieniem Aslak, który dużo zwiedził pono świata mimo iż był zaledwo wyrostkiem. Tego wieczoru, kiedy Aslak przybył, Torbjörn już leżał w łóżku. Nazajutrz siedział przy stole i uczył się. Nagle ktoś otwarł drzwi z takim hałasem, jakiego Torbjörn w życiu nie słyszał i ukazał się w nich Aslak. Niósł olbrzymią naręcz drzewa opałowego i rzucił ją z taką siłą na podłogę, że polana rozleciały się na wszystkie strony. Podskakiwał wysoko i tupał, by otrząsnąć śnieg z obuwia, a przy każdym skoku powtarzał:
— Oj zimno! — mówiła narzeczona krasnoludka, siedząc po pas w lodzie!
Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/015
Ta strona została uwierzytelniona.