wyraźnie: Bicie! Bicie! Bicie! Nie mógł wytrzymać, wylazł na ławę i spojrzał ku Solbakken. Było ciche, przysypane śniegiem, połyskiwało w słońcu wszystkiemi szybami. O, tam nie brakło napewno ani jednej! Dym wznosił się raźno w górę. Zapewne gotowano posiłek dla tych, którzy mieli wrócić z kościoła. A Synnöwe? Czeka zapewne na ojca... ale nie dostanie w skórę... o nie... gdy wróci do domu.
Nie wiedział co ze sobą zrobić i nagle uczuł wielką serdeczność dla małej Ingrid. Posunął się aż do tego, że podarował jej najpiękniejszy, połyskujący guzik, otrzymany w podarunku od Aslaka!
— Droga Ingrid! — pytał — czy gniewasz się jeszcze na mnie?
— Nie, Torbjörnie! — odparła uszczęśliwiona — Pozwalam ci nawet rzucać śniegiem we mnie, jak długo ci się podoba!
Naraz usłyszał tupanie w sieni. Ktoś otrzepywał śnieg z nóg... Tak, to ojciec.
Wszedł. Miał minę łagodną i wesołą... a to było jeszcze gorsze!
— No i cóż? — spytał, rozglądając się wokoło. Torbjörn dziwił się bardzo, że zegar nie spadł w tej chwili ze ściany.
Matka zastawiła ojcu jedzenie.
— No, cóż słychać w domu? — spytał ojciec, zasiadając przy stole i biorąc łyżkę.
Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/021
Ta strona została uwierzytelniona.