— O o o... wszystko dobrze! — odparła matka, przeciągając to... o o... niezmiernie długo. Czuł dobrze, że chce powiedzieć coś więcej. Ale dodała tylko: — Pozwoliłam wyjść Aslakowi.
— Teraz się zacznie! — pomyślał Torbjörn i zaczął bawić się z Ingrid, z takim zapałem, jakby go pozatem nic w świecie nie obchodziło.
Nigdy nie zużył jeszcze ojciec tyle czasu na jedzenie. Torbjörn rachował kęsy, gdy zaś doszedł do czwartego, zapragnął przekonać się do ilu doliczyć potrafi pomiędzy czwartym a piątym... i stracił w ten sposób rachubę. Nakoniec ojciec wstał i wyszedł na dwór.
— Szyby... szyby... szyby...! — tętniło w uszach chłopca i mimowoli rozejrzał się po izbie, czy i tu jakiejś nie brak. Ale nie, wszystkie były całe. Po chwili wyszła matka. Torbjörn wziął małą Ingrid na kolana i powiedział do niej tak czule, że aż zdziwiona, spojrzała mu w oczy:
— Chcesz, byśmy zabawili się w królewnę na łące?
Dziewczynka zgodziła się z pośpiechem, a Torbjörn zaśpiewał, czując, że nogi drżą pod nim:
— Kwiateczku mały,
Śliczny kwiateczku,
Czy chcesz być moim kochankiem?
Dostaniesz płaszczyk nowy,
Czerwony, atłasowy,
Złotem przybrany,
Perłami haftowany,
Tralala... tralala... tralala,
Królewny słuchać trza!