A Ingrid odpowiedziała:
— Królewno mała,
Śliczna królewno,
Nie chcę być twoim kochankiem,
Nie pragnę płaszcz mieć nowy.
Czerwony, atłasowy,
Złotem przybrany,
Perłami haftowany,
Tralala... tralala... tralala
Nie chcę, królewno ma!
Właśnie w najpiękniejszem miejscu zabawy wszedł ojciec i spojrzał twardym, tępym wzrokiem na syna. Torbjörn przycisnął do siebie mocniej Ingrid i — o dziwo — nie spadł z krzesła. Ojciec odwrócił się od niego bez słowa. Minęło pół godziny, a ojciec milczał i Torbjörn uczuł ulgę, ale nie śmiał jeszcze wierzyć, że mu to ujdzie na sucho. Nie wiedział co ma myśleć o tem wszystkiem i gdy ojciec sam pomagał rozbierać go do snu, zaczął drżeć całem ciałem. Ojciec pogładził go czule po włosach i policzkach. Nie zdarzyło się to nigdy jeszcze, jak mógł sięgnąć pamięcią, toteż ciepło objęło jego serce i całe ciało, trwoga przeminęła i stopniała, jak lód w słońcu. Sam nie wiedział, jak się dostał do łóżka, a ponieważ radości swej nie mógł objawić ani śpiewem, ani okrzykami, przeto złożył ręce i pocichuteńku odmówił Ojcze nasz, sześć razy naprzód i sześć razy wstecz, a zasypiając, czuł, że na całym bożym świecie niema człowieka, któryby dlań był tem, czem ojciec.