Ścinałeś w lesie drzewo i spuściłeś je na konia... oto powód dlaczego teraz nie chce ciągnąć!
Aslak słuchał spokojnie przez czas jakiś, a potem rzekł:
— Wierzcie sobie w to. Wiara nikogo nie hańbi. Ale wątpię, czy dlatego koń przyjdzie do siebie!
Aslak posunął się jednocześnie na beczce i osłonił twarz ręką.
Sämund przystąpił doń blisko i powiedział głosem przyciszonym, zwiastującym wściekłość:
— Jesteś ostatniego rzędu...
— Sämund! — rozległo się wołanie żony Ingeborgi. Uspakajała męża i jednocześnie niemowlę przy piersi, które, przerażone, zabierało się do płaczu. Dziecko uspokoiło się i Sämund także. Podsunął tylko pod nos Aslaka pięść — może nieco za małą w stosunku do rozmiarów ciała — i, pochylony nad nim, wiercił go na wylot płomiennem spojrzeniem.
Potem rozpoczął na nowo wędrówkę po izbie, rzucając od czasu do czasu okiem na Aslaka, który pobladł. Ale nie przeszkadzało mu to, że stronę twarzy zwróconą do Torbjörna wykrzywił drwiącym grymasem, podczas gdy druga strona, zwrócona do Sämunda, pozostała spokojną.
— Boże, daj mi cierpliwość! — westchnął po chwili Aslak z szyderstwem, ale w tejże chwili podniósł w górę łokieć, dla odbicia spodziewanego ciosu.
Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/025
Ta strona została uwierzytelniona.