Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/026

Ta strona została uwierzytelniona.

Sämund stanął. Tupnął tak, że beczka wraz z Aslakiem podskoczyła w górę, i krzyknął co sił w piersiach:
— Nie wymieniaj Jego imienia... ty...
Ingeborga przybiegła wraz z dzieckiem i chwyciła męża za rękę. Nie spojrzał na nią, ale opuścił ramię. Ona siadła, a on znowu zaczął przemierzać izbę krokami. Przez czas dłuższy trwało milczenie, a Aslak nie mogąc wytrzymać, ozwał się:
— O tak... On miałby tu dużo do roboty w Grunlinden... ho... ho!
— Sämund! Sämund! — krzyknęła Ingeborga, ale zanim posłyszał jej głos, rzucił się na Aslaka. Aslak podstawił mu nogę, ale Sämund kopnął ją na bok, chwycił chłopaka za kołnierz, za jedną nogę podniósł w górę i cisnął z taką siłą w zamknięte drzwi, że kwatery drzewa wypadły z osady, a za niemi wyleciał do sieni sam Aslak.
Matka, Torbjörn i wszystkie dzieci krzyczały i błagały o zmiłowanie dla Aslaka, cały dom rozbrzmiewał wrzaskami, ale Sämund nie słuchał, wybiegł za chłopakiem, podjął go z ziemi, wyniósł na podwórze, podniósł w górę i grzmotnął nim powtórnie o ziemię. Ale spostrzegłszy, że w miejscu, gdzie leży, jest zadużo śniegu, by się mógł porządnie potłuc, przycisnął mu kolanem piersi i walił przez chwilę po twarzy, potem, niby wilk niosący zdobycz, podjął go ponownie i cisnął na ziemię twardą. Tutaj przypadł go znów kolanem