Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/032

Ta strona została uwierzytelniona.

Im dłużej patrzył, tem mu było weselej. Po chwili ukląkł na ławce tak jak ona. Wówczas kiwnęła mu głową. Przez moment patrzył z powagą, potem skinął również głową. Roześmiała się i odpowiedziała tem samem. I tak kiwali głowami. Po chwili Synnöwe zaprzestała tej zabawy, a dopiero potem, gdy już zapomniał, rozpoczęła ją na nowo. Było im bardzo dobrze ze sobą.
— Teraz ja chcę zobaczyć!
Torbjörn posłyszał jakiś głos za sobą i uczuł, że go ktoś ściąga za nogi. Omal, że nie zleciał z ławki. Sprawcą był niewielki, silny wyrostek, który teraz mężnie wdrapywał się na jego miejsce. Miał również jasne zmierzwione włosy i krótki, pyrkaty nos. Asiak nauczył Torbjörna, jak traktować należy złych malców zarówno w szkole, jak i kościele, gdy przyjdzie do konfliktu. Przeto Torbjörn uszczypał straszliwie intruza w pośladek. Omal nie wrzasnął, ale przezwyciężył ból, pospiesznie zlazł z ławki i chwycił Torbjörna za uszy. Torbjörn wbił obie ręce w jego włosy i cisnął go o ziemię. Malec nie krzyknął, tylko milczkiem ugryzł go w łydkę. Torbjörn cofnął nogę i z całej siły przydusił twarz przeciwnika do podłogi. W tej chwili jednak uczuł, że go ojciec chwyta za kołnierz i podnosi w górę niby worek z owsem. Po chwili siedział znów na jego kolanach.
— Gdyby nie to, że jesteśmy w kościele — powiedział doń — dostałbyś lanie! Jednocześnie ścisnął