Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/035

Ta strona została uwierzytelniona.

Torbjörn zbliżył się teraz do niej. Stali przez chwilę naprzeciw siebie i oglądali się wzajem. Nakoniec powiedziała Synnöwe:
— Pfuj!
— Czemuż mówisz pfuj? — zdziwił się.
— Pfuj! — powtórzyła z uporem. — Pfuj! Wstydź się!
— Cóż takiego zrobiłem? — spytał.
— Biłeś się w kościele i to podczas modlitwy... pfuj!
— Tak... ale to aż bardzo dawno! To ją przekonało i spytała po chwili.
— Czy ty nazywasz się Torbjörn Grunlinden?
— Tak! A ty Synnöwe Solbakken?
— Tak. Słyszałam zawsze, że jesteś taki grzeczny!
— Nie! To nieprawda! — odparł. — Jestem najgorszy z wszystkich w całym domu!
— Ach! Któż tak mówi! Tego jeszcze nie słyszałam! — zawołała Synnöwe, uderzając zdumiona chustką w książkę... Mamo! Mamo... on powiada..
— Daj że mi spokój i odejdź... — odrzekła matka. Zatrzymała się, a potem idąc wstecz, wróciła do Torbjörna, nie spuszczając z matki wielkich, niebieskich oczu.
— Słyszałem — ozwał się Torbjörn — że ty jesteś zawsze grzeczna!
— Tak... czasem... Tak mówią, gdy się pilnie uczę! — odparła.