Wydało mu się to również najmądrzejszym planem. Potem zaczęli sobie opowiadać o znajomych, których zresztą mieli niewielu. Rodzice skończyli tymczasem rozmowę i musiano wracać do domu.
Tej nocy śnił Torbjörn o Solbakken. Widział mnóstwo białych owiec, a pośród nich dziewczynkę z czerwonemi wstążkami na głowie. Wraz z Ingrid rozprawiali teraz po całych dniach o spodziewanych odwiedzinach i marzyli o owcach i prosiętach, których namnożyło się tyle, że nie wiedzieli co z niemi począć. Czasem dziwowali się, że nie mogli ruszyć zaraz do Solbakken.
— Jakto? Macie iść dlatego, że ta mała was zaprosiła? Czy kto słyszał coś podobnego?
— Czekaj! Czekaj do niedzieli! — pocieszał Torbjörn siostrę. — Ja to już urządzę!
I nadeszła niedziela.
— Podobno straszny z ciebie pyszałek, kłamca i klniesz co drugie słowo! — powiedziała mu Synnöwe. — Nie będziesz mógł dostać pozwolenia na przyjście, zanim się od tego odzwyczaisz!
— Któż to powiedział? spytał zdumiony.
— Mama!
Ingrid wyczekiwała jego powrotu z niecierpliwością. Gdy jej, oraz matce opowiedział co zaszło, rzekła matka:
— A widzisz!
Ingrid nie ozwała się słowem, ale od tej chwili wraz z matką pilnowały go obie, by się nie chwalił
Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/039
Ta strona została uwierzytelniona.