— Nie można nigdy być dość dobrze przygotowaną do należytego złożenia wyznania swej wiary! — powiedziała matka, a Guttorm Solbakken dał na to swe zatwierdzenie.
To też sprawa przeciągała się tak długo, że już zjawili się konkurenci. Jeden syn pewnego dostojnika, drugi bogaty sąsiad.
— To za wcześnie! — twierdziła matka. — Wszakże nie jest jeszcze konfirmowana!
— No, to chodźmy do pastora! — oświadczył Guttorm.
Ale Synnöwe sama nie wiedziała nic o konkurach. Kobiety z plebanji bardzo ją lubiły i zapraszały często na pogadankę. Torbjörn i Ingrid nie byli tam dopuszczani i gdy pewnego razu któryś z wyrostków zauważył:
— Czemu się nie bierzesz do rzeczy? Inny ci ją porwie z przed nosa! — niefortunny doradca miał za chwilę podbite oko. Weszło w zwyczaj, że prześladowano Torbjörna wzmiankami o Synnöwe i to doprowadzało go zawsze do szalonej pasji.
Skutkiem tych przycinków doszło raz do wielkiej, z góry ułożonej bijatyki w lasku przylegającym do plebanji. Liczba tych, z którymi miał walczyć Torbjörn, wzrastała ciągle, tak że w końcu miał całą falangę przeciwko sobie. Dziewczęta, któreby były mogły interwenjować, wyruszyły z domu tak, że z Torbjörnem było źle. Nie chciał się poddać, przeciwnicy nastawali coraz
Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/042
Ta strona została uwierzytelniona.