Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/046

Ta strona została uwierzytelniona.

kawałek. Tkwiły w tym kawałku dwa kwiatki. Widocznie Synnöwe spróbowała, jak będą wyglądały.
— Biedactwo zmęczyła się — pomyślał — i zaprzestała roboty! Do tego potrzeba mężczyzny!
Wziął się energicznie do pracy. Nie czuł najmniejszej chęci do snu i nigdy żadna praca nie wydała mu się tak łatwą. Przypomniał sobie najdokładniej przepis, jak kwiatki mają być sadzone, przed oczyma stanął mu ogród plebański i wszystko zrobił, jak tam było.
Noc mijała szybko, ale nie spostrzegł tego wcale. Nie odpoczywając niemal, przekopał całą grządkę, zasadził kwiatki jeden po drugim, zmieniając ich rozmieszczenie, jeśli mu się wydawało, że tak piękniej będzie. Od czasu do czasu rzucał spojrzenie w okno, chcąc wiedzieć, czy ktoś nań nie patrzy. Ale nigdzie nikogo nie było, nie zaszczekał nawet pies. Cisza panowała zupełna, aż do chwili kiedy zaczęły piać koguty i ptaki zrywały się w lesie, pozdrawiając go wesoło.
Stał, poprawiając jeszcze i przyklepując ziemię, i w tej chwili; przyszły mu na myśl bajki Aslaka, który gadał, że w Solbakken żyją krasnoludki i czarownice.
Spojrzał w okno i uśmiechnął się. Co też powie Synnöwe, gdy wstanie: i spojrzy na owe kwiatki? Zrobiło się już całkiem jasno, ptaki darły się w niebogłosy, przesadził tedy płot i pospieszył do domu. Nikt nie będzie wiedział, że był w Solbakken i pracował przez noc. Ta tajemnica sprawiała mu radość niewymowną.