Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/048

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy przyrzekłaś komu swą rękę? — badała matka, wpatrując się bystro w córkę.
— Nie! — odrzuciła Synnöwe szybko.
Kwestji tej nie poruszano od tej pory.
Była najlepszą partją w całej okolicy, to też śledzono ją spojrzeniami, gdy szła na nabożeństwo lub wracała z kościoła. Bywała tylko tam. Rodzice jej byli Haugianami, przeto córka nie uczęszczała na zabawy, tańce i nie brała udziału w rozrywkach światowych.
Torbjörn siadywał w kościele w ławce naprzeciwko ławki Synnöwe, ale, o ile wiedziano, nie rozmawiali ze sobą nigdy. Wszyscy jednak domyślali się, że istnieje pomiędzy nimi jakiś stosunek sercowy, ponieważ zaś nie obcowali ze sobą tak, jak inni zakochani, przeto rozpowiadano sobie różności. Torbjörna nie lubiono ogólnie. Wiedział o tem, i ta świadomość czyniła go jeszcze opryskliwszym, ile razy spotykał się z innymi młodymi parobczakami na weselach, lub przy tańcu. Zdarzały się wtedy często bijatyki. Ale był mocny, to też powoli zmniejszała się liczba przeciwników i nikt nie miał ochoty zapoznać się z jego pięściami. Torbjörn przyzwyczaił się do tego, by nie znosić żadnej przeszkody na swej drodze.
— Jesteś teraz dorosły! — powiedział mu raz ojciec. — Żyj na swoją rękę, pamiętaj tylko, że moja pięść silniejsza może od twojej.