Minęły jesień i zima, zbliżała się wiosna, a dotąd ludzie nie wiedzieli nic pewnego. Szeroką falą rozeszły się. wieści o niezliczonych odkoszach danych przez Synnöwe, to też dano jej spokój i konkurenci przestali napływać. Ingrid nie rozłączała się z nią. Obie miały udać się tego roku na hale, bo Guttorm Solbakken zakupił część hal grunlindeńskich. Miano niebawem wyganiać bydło, a tymczasem Torbjörn pracował na górach, przysposabiając koleby, lub naprawiając zagrody.
Pewnego pogodnego wieczora,skończywszy robotę, usiadł pod drzewem i puścił wodze myślom. Dumał o tem i owem, zwłaszcza o tem, co ludzie gadali w dolinie. Poczuł znużenie, położył się tedy we wrzosy, założywszy ręce pod głowę i patrzył na niebo, sklepiące się szafirową kopułą ponad konarami drzew. Konary liściastych drzew chwiały się falistym ruchem, i sosny, świerki i modrzewie tworzyły fantastyczne rysunki. Niebo odsłaniało się w chwili, gdy wiatr rozchylał gałęzie. Wszystko było w ruchu i to nadało jego myślom swoisty ton.
Biała brzoza uśmiechała się do jodły, sosna patrzyła na wszystko z przekorą i kłuła ostremi szpilkami na wszystkie strony. Zła była, bo w łagodnym klimacie tych okolic coraz to więcej rozwijało się dolinowych niedołęgów i wznosiły swe bujne korony pod sam nos władczyni gór.
Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/049
Ta strona została uwierzytelniona.