dowodów przywiązania, zdecydował się zamieszkać tu na całe lato. Naraz orzeł osiedlił się na sośnie i biedny dzwoniec musiał uciekać. Cóż za strapienie! Dzwoniec wydzwonił jej cichutko pieśń pożegnania... cichutko, by orzeł nie posłyszał, i odleciał.
Lepiej jeszcze działo się kilku wrzaskliwym wróblom w krzaku jałowcu. Wiodły tam żywot tak wesoły, że kos, mieszkający w pobliskiej osice, nie mogąc spać, złościł się niepomiernie, a poważny, tłusty kwiczoł, żerujący opodal, śmiał się z tej złości tak, że ledwo mógł chodzić. Ale gdy orzeł osiedlił się na sosnie, wróble i kos i szpak, słowem wszystko, co mogło łatać, musiało zmykać co prędzej i to cichaczem, popod gałęźmi drzew. Ale kos odlatując przysiągł uroczyście, że póki życia nie osiedli się w sąsiedztwie wróblej hołoty.
Opustoszał las wokoło i zesmutniał, mimo, że słońce świeciło tu pięknie. Tylko sosna radowała się, ale cóż to była za radość! Lękliwie uginały się przed jej gałęźmi wszystkie drzewa, ile razy zawiał wiatr z północy. Biły te czarne konary w powietrze, nie mogąc dosięgnąć nikogo, a orzeł krążył wokoło jej korony, skupiony, mądry, nie robiąc sobie nic z wichury, jakby to był jeno przyziemny powiew, niosący w górę aromat lasu. Cała rodzina sosen była teraz w najlepszym humorze. Żadna nie pomyślała, że tego roku nie otrzyma ni jednego gniazdka.
— Z drogi, hołoto! — wołały. — My jesteśmy członkami rodziny odznaczonej przez króla.
Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/052
Ta strona została uwierzytelniona.