— O czem dumasz? — spytała nagle Ingrid, ukazując się wśród gęstwy. Stała, trzymając rozchylone gałęzie.
Torbjörn wstał ze ziemi.
— Tyle rzeczy chodzi człowiekowi po głowie! — odparł i spojrzał wyzywająco ku szczytom drzew. — Ludzie coś za dużo o mnie plotkują! — dodał, otrzepując swoją kurtkę z igliwia.
— Cóż cię obchodzi ludzkie gadanie?
— No, sam nie wiem. Zresztą nigdy dotąd nie gadali co innego jak to, co sam już przedtem postanowiłem... choćby nie przyszło nawet do wykonania.
— Źle mówisz!
— Może źle, ale to prawda.
Usiadła w trawie, on stanął przy niej i zapatrzył się w dal.
— Mogę się stać łatwo takim, jak chcą ludzie, niech mi przeto dadzą spokój!
— Byłaby to jednak twoja własna wina!
— Możliwe! Ale ludzie są też winni, jeśli człowiek staje się złym! Powiadam: chcę mieć raz święty pokój! — wrzasnął i spojrzał ku orlemu gniazdu.
— Co ci się stało, Torbjörn? — spytała.
Obrócił się ku niej i roześmiał się.
— Uspokój się! — powiedział. — Tyle rzeczy przychodzi człowiekowi do głowy! Czy widziałaś się dziś z Synnöwe?
— Tak, już przybyła na hale.
Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/053
Ta strona została uwierzytelniona.