— Dzisiaj?
— Tak.
— Z bydłem z Solbakken?
— Tak!
— Tra la la!
— Jutro my wypędzamy bydło! — powiedziała, chcąc zwrócić uwagę brata w inną stronę.
— Pomogę wypędzać! — rzekł Torbjörn.
— Ojciec pomoże, chce iść na hale.
— Tak? — powiedział i zamilkł.
— Pytał dzisiaj o ciebie! — ozwała się Ingrid.
— Doprawdy? — rzekł. Wziął gałęź i zaczął ją skrobać nożykiem.
— Powinienbyś więcej rozmawiać z ojcem! — ozwała się znów. — Ojcu to przykro, żeś taki małomówny!
— Możliwe! — zauważył.
— Często o tobie mówi, gdy cię niema.
— Ale nie odzywa się do mnie, gdy jestem.
— To twoja wina.
— Może być...
— Nie mów tak. Sam dobrze wiesz co ci zarzuca.
— Cóż takiego?
— Czy mam mówić?
— Wszystko jedno. Ty wiesz i ja wiem...
— Otóż zarzuca ci, że gospodarujesz za dużo na własną rękę, a tego nie może ojciec ścierpieć.
— Chciałby mi związać ręce?
Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/054
Ta strona została uwierzytelniona.