— Zwłaszcza wówczas kiedy bijesz!
— Czy mam pozwolić ludziom, by gadali co chcą?
— To nie! Ale mógłbyś im trochę zejść z drogi. Ojciec czynił to zawsze i widzisz jak go wszyscy szanują.
— Może nie dręczyli go tak, jak mnie?
Ingrid milczała przez chwilę, potem obejrzała się i rzekła:
— Nie zda się na nic gadać o tem! Ale jeśli wiesz, że spotkasz wrogów, to lepiej nie iść tam gdzie są.
— Nie! Właśnie tam być muszę! Nie darmo jestem Torbjörn Grunlinden.
Oskrobał całą gałąź z kory, teraz przeciął ją na dwoje. Ingrid spojrzała nań, a potem rzekła z wahaniem:
— Czy pójdziesz w niedzielę do Nordhaug?
— Pójdę.
Zaległo milczenie. Potem Ingrid, nie patrząc nań, powiedziała:
— Czy wiesz, że Knut Nordhaug przyjechał na wesele siostry?
— Wiem.
Teraz spojrzała nań surowo.
— Torbjörn! Torbjörn! — zawołała z wyrzutem.
— Czyż wolno mu teraz bardziej, niż przedtem stawać między mną, a... innymi?
— On nie staje... przynajmniej nie więcej, niż ci... inni chcą tego!
— Nikt nie może wiedzieć, czego chcą inni!
Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/055
Ta strona została uwierzytelniona.