Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/059

Ta strona została uwierzytelniona.

Załkała jeszcze gwałtowniej i chciała się uwolnić z objęć.
— Synnöwe! — szeptał przyciągając ją ku sobie. Położyła głowę na jego ramieniu i płakała rzewnie.
— Czekaj, pomówimy trochę! — powiedział, posadził ją na trawie i sam usiadł obok niej.
Otarła oczy i próbowała uśmiechnąć się, ale nie udało się. Wziął ją za rękę i patrzył w oczy.
— Droga Synnöwe — pytał — powiedz, czemu nie mogę przychodzić do Solbakken?
Milczała.
— Czy nie prosiłaś rodziców?
Nie odzywała się.
— Czemuś tego nie uczyniła? — nalegał, przyciągając ją do siebie.
— Nie śmiałam... — powiedziała cicho.
Zachmurzył się i oparł głowę na rękach.
— W takim razie, nigdy się chyba tam nie pokażę! — rzekł z goryczą.
Miast odpowiedzi, zaczęła szarpać wrzosy.
— To prawda... — zaczął — że dopuściłem się niejednego, co może nie wypada... Ale myślę, że winnaś sądzić mnie pobłażliwiej!...
Nie jestem zły — tu uczynił pauzę — jestem przytem młody... mam zaledwie dwadzieścia lat...
Zaplątał się i nie mógł mówić dalej...
Posłyszał jej przyciszony głos: