— Nie mów tak. Nie wiesz ile... Nie chcę o tem nawet Ingrid wspominać... —
I znowu zaczęła płakać gorzko.
Przytulił ją do siebie.
— Pomów tylko z rodzicami! — rzekł. — Pomów, zobaczysz, wszystko będzie dobrze!
— Wszystko zależy od ciebie! — powiedziała.
— Odemnie?
Obróciła się ku niemu i zarzuciła mu ręce na szyję.
— Gdybyś mnie kochał, jak ja ciebie... — powiedziała i spojrzała nań serdecznie i uśmiechnęła się przez łzy.
— Czegóżbym nie uczynił! — szepnął gorąco.
— O, nie chcesz mnie słuchać! Wiesz dobrze coby nas połączyło, ale nie chcesz tego uczynić... powiedz, dlaczego? — Zaczęła mówić żywo. — Boże drogi! Nie wiesz, jak cieszę się na ten dzień kiedy cię ujrzę w Solbakken! Ale ciągle dowiaduję się o różnych takich rzeczach... o takich, które to czynią niepodobieństwem... I muszę się o tem dowiadywać od własnych rodziców!
Nagle zrozumiał wszystko.
Wyraźnie pojął teraz, że Synnöwe czeka z upragnieniem na jedną bodaj spokojną chwilę, kiedyby mogła przyprowadzić go rodzicom... To on... on sam... pozbawia ją tego!
— Czemuż nie powiedziałaś nigdy wyraźnie?
— Jakto? Mówiłam tyle razy!
Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/060
Ta strona została uwierzytelniona.