— Wybornie! — powiedziała Ingrid — niema żadnej przeszkody!
Zaczęła jej pokazywać, jak trzeba stawiać kroki, bo walc, jak twierdziła, to taniec bardzo trudny.
— O, uda się! — zaręczała Synnöwe. — Byle nie zgubić taktu.
Ingrid zarządziła pierwszą próbę, a Synnöwe zaczęła też nucić, zpoczątku zcicha, potem coraz to głośniej.
Nagle Ingrid zatrzymała się, klasnęła w dłonie i krzyknęła zdziwiona:
— Ależ ty tańczysz wyśmienicie!
— Cicho! Nie mów o tem nikomu! — zawołała Synnöwe, objęła Ingrid w pół i walcowała z nią dalej.
— Któż cię tego nauczył?
— Tra la la... tra la la... nuciła Synnöwe, nie puszczając przyjaciółki. Ingrid wpadła w prawdziwy szał, wirowała i śpiewała hulaszczą piosenkę.
— Cóż to za piosenka? — zdziwiła się Synnöwe i przestała tańczyć.
— Nie wiem, co śpiewam! — odparła. — Słyszałam jak śpiewał Torbjörn!
— To słowa Benta — kryminalisty! Ojciec mi mówił...
— To jego słowa? — zdziwiła się Ingrid i spuściła oczy.
Nagle spostrzegły obie na gościńcu człowieka, idącego obok naładowanego wozu.
Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/068
Ta strona została uwierzytelniona.