Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/082

Ta strona została uwierzytelniona.

na drewutnię i wszedł do środka. Szedł cichy, zamyślony, bo nie mógł zapomnieć słów nowożeńca. Znalazł to czego szukał, ale nie wracał. Usiadł pod ścianą z drewnem i nożem w ręku.
Naraz usłyszał, że ktoś jęczy w pobliżu. Głos dobywał się z poza cienkiej ścianki, gdzie za przegrodą stały wozy. Nastawił uszu.
— Czy to ty? — pytał męski głos, wymawiając słowa z wysiłkiem, z przerwami i postękiem bólu. Usłyszał też płacz. Płakała kobieta.
— Czemu przyszedłeś na wesele? — spytał głos kobiecy. Musiała to być owa płacząca niewiasta, bo mówiła przez łzy.
— Ha... na czyjemże weselu miałem grać, jeśli nie na twojem?
— To pewnie grajek Lars, którego srodze zbito, — pomyślał Torbjörn. Ale któż jest ta kobieta? Pewnie sama panna młoda!
Lars był to śliczny, wysmukły chłopak, który mieszkał kątem wraz ze swoją starą matką w jednej z chałup, przynależnych do posiadłości Nordhaugów.
— Czemu nigdy nie powiedziałeś wyraźnie? — spytała głosem, w którym przebijało silne wzruszenie.
— Myślałem, że to między nami niepotrzebne! — odparł żywo.
Przez chwilę było cicho. Potem ona zaczęła:
— Wiedziałeś przecież, że on przysłał swatów?
— Myślałem, że masz więcej charakteru!