Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/087

Ta strona została uwierzytelniona.

— Z drogi! — zawołał Torbjörn. — Usuńcie się, panowie! Śmignął batem, gotów ruszyć.
— Ty gadasz do mnie, bym ustąpił z drogi? — wrzasnął Knut.
Mówiłem o koniu, bo musi przejść. Odjeżdżam!
— Co, chcesz mnie przejechać? — wrzasnął znowu Knut.
— Ustąp, proszę cię!
W tej chwili koń podniósł głowę, bo inaczej musiałby nią uderzyć Knuta w piersi. Knut chwycił konia przy pysku, a biedne zwierzę, myśląc, że znowu dostanie bicie, zaczęło drżeć na całem ciele. Torbjörn doznał wyrzutów sumienia, że się aż tak zapomniał wobec bezrozumnego zwierzęcia, jednocześnie zawrzał gniewem na Knuta. Podniósł się i trzasnął go batem przez głowę.
— Ośmielasz się mnie bić? — krzyknął Knut i zbliżył się.
Torbjörn zeskoczył z wozu.
— Jesteś zły człowiek! — powiedział, a twarz, jego okryła bladość. Oddał lejce chłopcu, który wyszedł z izby i ofiarował się trzymać konia.
Starzec, który wstał z ławy, kiedy Aslak skończył opowiadanie, przystąpił do Torbjörna, wziął go pod ramię i powiedział:
— Sämund Grunlinden jest zbyt zacnym człowiekiem, aby syn jego bił się z takim, jak Knut, rozbójnikiem.