Torbjörn uspokoił się trochę, ale Knut wrzasnął:
— Co, ja jestem rozbójnik? On taki dobry, jak i ja, a jego ojciec równy jest mojemu ojcu! Chodźno, chodź! Ludzie jeszcze nie wiedzą, który z nas mocniejszy!
— Zaraz się dowiedzą! — odrzekł Torbjörn.
— Zupełnie, jak dwa koty! — odezwał się człowiek leżący poprzednio na łóżku. — Muszą sobie naprzód dodać odwagi wrzaskiem.
Torbjörn słyszał to, ale nic nie odrzekł. Jedni zaczęli się śmiać, inni oburzali się, że na tem weselu tyle bitek i że napastują człowieka, przybyłego po pomoc, który chce spokojnie odjechać. Torbjörn obejrzał się za koniem. Ale chłopiec odprowadził go na bok i sam gapił się na rozpoczynającą się rozprawę.
— Za czem się oglądasz? — spytał Knut. — Tu niema Synnöwe!
— Cóż cię ona obchodzi?
— Nic... nic, — odrzucił Knut — takie pobożnisie i obłudnice nic mnie nie obchodzą!
Tego było Torbjörnowi za dużo.
Spojrzał wokoło, badając miejsce. Ale znowu wmieszali się dwaj starsi ludzie, mówiąc, że Knut dosyć już na tem weselu narobił awantur i nieszczęść.
— Mnie nie zrobi nic! — powiedział Torbjörn i wszyscy zamilkli.
Inni zaś mówili:
Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/088
Ta strona została uwierzytelniona.