Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/094

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wiedziałem, że się tak skończy! — powiedział, obrócił się i poszedł.
Matka siedziała na niskim stołeczku u nóg syna i płakała zcicha. Torbjörn chciał coś powiedzieć, ale uczuł, że wysiłek ten jest za wielki, przeto milczał. Tylko oczu nie spuszczał z matki. Nigdy nie były tak piękne, połyskujące i uznał to za bardzo zły znak.
— Niech się Bóg nad tobą i nami zmiłuje! — wyszeptała. — Wiem, że Sämund nie przeżyłby dnia twojej śmierci.
Torbjörn patrzył na nią nieruchomem spojrzeniem, a twarz jego była sztywna i zmartwiała. To spojrzenie przenikało ją do głębi duszy. Zaczęła odmawiać Ojczenasz, pewną będąc, że lada chwila zakończy życie. Siedząc tak, rozważała, jak bardzo kochali wszyscy w całym domu Torbjörna. Potem wstała i pchnęła posłańca do Ingrid na hale, by wracała wraz z młodszym bratem. Wydawszy to zlecenie, wróciła znowu na swe miejsce przy łóżku. Patrzył na nią ciągle i wzrok ten skierował jej myśli ku rzeczom wyższym. Wzięła w rękę Biblję i powiedziała:
— Przeczytam ci głośno ustęp, to ci zrobi dobrze!
Nie mając pod ręką okularów, otworzyła książkę na rozdziale, który od czasu swych lat młodocianych umiała na pamięć. Była to ewangelia św. Jana. Nie była pewna, czy słyszy, bo leżał w bezruchu i wpatrywał się w nią tępo. Ale czytała do końca, jeśli nie dla niego, to dla siebie samej.