i młodszym bratem, ale nie pytał o nic, a oni też nie śmieli zadawać mu pytań. Ojciec nie wchodził nigdy do stancji chorego, tak, że Torbjörn zwrócił na to uwagę. Ile razy ktoś otwierał drzwi, spoglądał uważnie, a wszyscy byli pewni, że oczekuje ojca. W końcu spytała Ingrid, czy chce jeszcze kogo zobaczyć.
— Widocznie... on nie chce mnie widzieć! — odpowiedział.
Opowiedziano to Sämundowi, ale nie ozwał się słowem, tylko tego dnia, gdy przybył lekarz, nie było go w domu. Lekarz odjechał już spory kawałek od osiedla, gdy nagle spostrzegł Sämunda, siedzącego przy drodze. Sämund przywitał się, a potem spytał o stan syna.
— Strasznie go pokaleczono! — powiedział lekarz.
— Czy wyjdzie z tego? — spytał Sämund i zaczął majstrować koło popręgu konia.
— Dziękuję, — rzekł lekarz — ale wszystko przecież w porządku!
— Był za mało przyciągnięty! — odparł Sämund.
Nastała chwila milczenia. Lekarz patrzył uważnie na Sämunda, ale stary człek tak był zajęty popręgiem, że nań nie patrzył.
— Pytał pan, czy wyjdzie z tego? — zaczął lekarz. — Zdaje mi się, że wyjdzie...
Sämund spojrzał nań szybko.
— Więc niema niebezpieczeństwa? — rzucił.
Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/096
Ta strona została uwierzytelniona.