— Uczynię to chętnie! — odparł, pozbierał wyjęte z ziemi kwiaty i przyniósł jej.
W tej chwili weszła matka i krzyknęła:
— Cóż to? Wpuszczasz do siebie tego nicponia?
Skoczyła i stanęła między nią a Torbjörnem. Ale on chciał się do niej zbliżyć i zaczął bić się z matką.
— Mamo... mamo! — krzyknęła z płaczem. — On mi chce tylko przynieść moje kwiatki!
— To mi wszystko jedno! Niech się wynosi stąd! — odparła matka i rzuciła się na Torbjörna.
Synnöwe była przerażona, nie wiedziała, komu ma życzyć zwycięstwa. Pragnęła tylko, by żadne z nich nie zostało pokonane.
— Uważaj na kwiatki! — zawołała. Ale oni nie zważali na nic, bili się i kwiatki rozsypały się po cafym pokoju. Deptali po nich oboje, matka i Torbjörn. Synnöwe zaczęła płakać. W chwili kiedy Torbjörn rozsypał kwiaty, stał się nagle brzydki, straszliwie brzydki i odrażający. Włosy miał długie i zmierzwione, twarz ogromną i wykrzywioną, oczy zaczęły miotać błyski, u palców wyrosły mu długie pazury i szponami temi pochwycił matkę.
— Mamo... mamo... strzeż się... czy nie widzisz, że się zmienił!
Krzyczała i chciała spieszyć na pomoc matce, ale nie mogła się ruszyć z miejsca.
Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/103
Ta strona została uwierzytelniona.