Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zawsze to mówiłam! Z tego chłopaka nie będzie nic! Któż widział tak postępować... pfuj!
Patrzyły obie w dolinę, nie chcąc spojrzeć sobie wzajem w oczy.
— Czy wiesz, co z nim słychać? — spytała nagle, rzucając przelotne spojrzenie na córko.
— Nie wiem... — odparła Synnöwe.
— Bardzo z nim źle! — powiedziała.
Synnöwe uczuła, że jej serce bić przestało.
— Czy mu co grozi? — szepnęła.
— No... tak! Dostał pchnięcie nożem w bok i cały prócz tego pokaleczony...
Krew uderzyła jej do twarzy. Odwróciła głowę, by matka nie spostrzegła tego.
— Ale może przetrzyma? — spytała głosem możliwie spokojnym. Matka spostrzegła, że piersi jej falują gwałtownie, więc odparła:
— Pewnie, że się wyliże. Jest mocny!
Synnöwe wiedziała teraz, że się stało coś strasznego.
— Czy leży w łóżku? — spytała.
— No, naturalnie. To bardzo smutna sprawa dla rodziców... Tacy zacni ludzie... I wychowali dobrze syna... Przynajmniej nie ponoszą winy w oczach Boga!
Synnöwe drżała na całem ciele, a matka mówiła dalej:
— Jak to dobrze, że żadna dziewczyna nie związała się z nim. Bóg wszystkiem kieruje najlepiej...