Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/109

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie... nie! — powiedziała. — Jesteś znużona, połóż się spać!
Podała jej rękę, wzięła pusty koszyk i powiedziała na pożegnanie:
— Przyjdę niedługo zobaczyć, co słychać z tobą. Trzymaj się, dziecko, myśl o nas, rodzicach swych, a nie troszcz się o resztę!
Ledwie matka odeszła, zaczęła Synnöwe dumać, w jaki sposób mogłaby najszybciej otrzymać wieści z Grunlinden. Przywołała brata Torbjörna, ale gdy się zjawił, nie miała odwagi zwierzyć mu się i odesłała z powrotem. Postanowiła iść sama. Ingrid nie dawała znaku życia. Noc była jasna i pogodna, a osiedle nie było tak odległe, by to miało stanowić przeszkodę w tak ważnej dla niej sprawie. Chwilę jeszcze podumała nad słowami matki, popłakała trochę, a potem zarzuciła chustkę i poszła boczną drożyną, aby nie zwracać uwagi chłopców.
Im dłużej szła, tembardziej jej było spieszno, tak, że w końcu biegła drożyną leśną, a małe kamyczki, oderwane od skał, biegły za nią i przed nią i przerażały ją hałasem. Wiedziała, że to tylko kamienie, a jednak zdawało jej się, że ktoś kroczy za nią. Przystawała tedy, nadsłuchując. Nie... nie było nikogo. I znów biegła jeszcze szybciej. Nagle skoczyła na głaz, utkwiony jednym końcem w ziemi. Pod wstrząśnieniem oderwał się do reszty i ledwo miała czas uskoczyć. Głaz stoczył się w dół, czyniąc okrutny łomot, po krzakach i drze-