wach się obijając. Synnöwe drżała ze strachu, a przeraziła się jeszcze bardziej, spostrzegłszy w dole na drodze jakąś postać. Zrazu myślała, że to dziki zwierz. Stanęła, wstrzymując oddech. Stwora owa przystanęła również.
— Oj! — krzyknął ktoś na widok pędzącego głazu.
Poznała matkę.
Uskoczyła w bok i skryła się za grubą sosnę. Czekała tam przez dobrą chwilę, by matka tymczasem mogła się oddalić. Potem szła powoli i niebawem ujrzała Grunlinden.
Czuła przygnębienie na jego widok, a uczucie to wzrastało w miarę zbliżania. Panowała cisza. Kilka narzędzi gospodarczych stało opartych o ściany, obok leżał stos zrąbanego drzewa opałowego, a siekiera tkwiła w klocu. Przeszła mimo niego ku drzwiom. Zatrzymała się, słuchając. Cicho było wszędzie. Stała, namyślając się, czy ma iść na górę do sypialni Ingrid, gdy nagle wspomniała, iż taką samą musiała być owa noc, kiedy Torbjörn przyszedł do jej ogrodu sadzić kwiatki. Szybko tedy zezuła trzewiki i wźliznęła się schodami na pięterko.
Ingrid przeraziła się na dobre, gdy ją Synnöwe zbudziła.
— Co z nim słychać? — spytała Synnöwe.
Dopiero teraz przyszła Ingrid do siebie i, chcąc zwlec z odpowiedzią, sięgnęła po ubranie. Ale Synnöwe usiadła na łóżku, poprosiła, by leżała i powtórzyła pytanie.
Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/110
Ta strona została uwierzytelniona.