Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

— Już mu teraz lepiej! Droga Synnöwe, — mówiła — niedługo przyjdę do ciebie na hale.
— Droga Ingrid! — prosiła Synnöwe. — Nie taj przedemną niczego. Wszystko najgorsze przypuszczam, przeto się nie przerażę.
Ingrid jeszcze chciała się wykręcać, ale strach Synnöwe był tak wielki, że nie mogła się oprzeć. Szeptem padały pytania i szeptem brzmiały odpowiedzi, Wokół panowała uroczysta cisza, a powaga chwili pozwalała najsroższej prawdzie spojrzeć w oczy.
Przyszły obie do przekonania, że wina Torbjörna była bardzo mała i że nic nie przeszkadza Synnöwe współczuć jego nieszczęściu. Obie płakały rzewnie a pocichu. Synnöwe rozpływała się poprostu we łzach.
Ingrid chciała ją rozweselić wspomnieniami szczęsnych przeżytych razem chwil, ale, jak często bywa, te szczegóły pogarszały jeno jej ból.
— Czy nie pytał o mnie? — szepnęła Synnöwe.
— Prawie nic nie mówi!
Ingrid przypomniała sobie o kartce i ciężko jej się zrobiło na sercu.
— Czy nie może mówić? — pytała.
— Nie wiem... doprawdy nie wiem tego... — zaręczała Ingrid i dodała: — Ale pewnie tem więcej zato myśli.
— Czy czytuje?
— Matka czytuje mu czasem i to go cieszy.
— Cóż powiada?