Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.

— Widzisz... on wcale prawie nie mówi! Leży tylko na wznak i patrzy prosto przed siebie. Zresztą, nic.
— Czy leży w świetlicy?
— Tak.
— Twarzą zwrócony ku oknu?
— Tak.
Zamilkły na chwilę. Potem rzekła Ingrid:
— Ten wiatraczek świętojański, który mu dałaś dawniej, wisi dotąd u okna i kręci się w wietrze.
— Tak... tak... teraz mi już wszystko jedno! — powiedziała Synnöwe z naciskiem. — Nikt na świecie nie zdoła mnie z nim rozłączyć! Niech się dzieje, co chce!
Ingrid zakłopotała się.
— Doktor nie jest pewny, czy wróci do dawnych sił i zdrowia! — zauważyła.
Synnöwe stłumiła płacz, podniosła głowę i spojrzała w milczeniu na Ingrid. Potem znowu skuliła się i łzy popłynęły po policzkach. Złożyła ręce, uspokoiła się, siedziała chwilę bez ruchu. Nagle zdawało się, że powzięła postanowienie. Wstała, uśmiechnęła się, pochyliła się nad Ingrid i ucałowała ją serdecznie.
— Jeśli zostanie kaleką, będę go pielęgnowała. Zaraz to powiem rodzicom.
To rozczuliło Ingrid. Ale, zanim zdołała odpowiedzieć, Synnöwe uścisnęła jej rękę.
— Żegnam cię, Ingrid!— powiedziała. — Wracam na hale!