nic. Bez słowa przygotowała dla pasterzy śniadanie, włożyła im do puszek zapas pożywienia dla każdego, potem pomagała w doju.
Mgła ciężka leżała na niższych grzbietach gór, cała czerwonawo zielona hala lśniła od kropel rosy. Było zimno, a poszczek psa odbijał się echem od skalistych turni.
Wypuszczano krowy po jednej. Poczuwszy rzeźwy powiew ranka, ryczały i spieszyły ku wyjściu, ale tam siedział już pies i zatrzymywał każdą z osobna, dopóki wszystkich nie podojono i nie spuszczono z łańcuchów. Potem pozwolił im wyjść swobodnie.
Rozdzwoniły się dzwonki, zawieszone u ich szyi, poszczekiwanie psa niosło się daleko, chłopcy dęli w lury drewniane, zagłuszając się wzajemnie.
Synnöwe odwróciła się od tego obrazu pełnego życia i wesela i udała się na miejsce, gdzie zwykle przesiadywały obie z Ingrid. Nie płakała. Siedziała zamyślona, patrząc w dal i łowiąc uchem różne odgłosy, które w miarę oddalania stawały się coraz bardziej harmonijne.
Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/114
Ta strona została uwierzytelniona.