Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.
VII.

W jakiś czas po tych wszystkich zajściach, siedzieli Guttorm i Karen w świetlicy w Solbakken i czytali sobie wzajem ustępy z nowych książek, przywiezionych z miasta. Byli rano w kościele, albowiem była to właśnie niedziela. Potem zrobili mały spacer po polach, by zobaczyć jak wyglądają zasiewy i rozważyć, które kawałki roli mają na rok przyszły ugorować, a które zasiać trzeba będzie. Szli od jednej działki do drugiej i stwierdzili z zadowoleniem, że posiadłość poprawiła się w ich rękach w stosunku tego co objęli po ojcach.
— Bóg jeden wie, co się z tem stanie, gdy nas zabraknie! — rzekła Karen.
Wówczas zaproponował jej Guttorm, by wrócili do domu i poczytali trochę, gdyż czytanie to najlepsza rzecz na odpędzenie złych myśli.
Gdy jednak przejrzeli nowe książki, zauważyła Karen, że stare są lepsze.
— Ludzie odpisują ciągle wszystko ze starych książek i to coraz gorzej! — powiedziała.
— Jest w tem trochę prawdy! — odparł Guttorm. — Sämund powiedział mi dziś w kościele, że w dzieciach odnaleść można z łatwością rodziców.